Witajcie w ten świąteczny wieczór!
Jeśli ktoś ma ochotę na odrobinę dramy, to serdecznie zapraszam!
Patrzył, jak śnieg wytrwale i uparcie
zasypuje ulice oraz dachy domów. Wśród przechodniów wypatrywał
tej jednej znajomej sylwetki. Jednak w każdym było coś nie tak.
Nie ten wzrost, zbyt powolny krok,za jasna skóra... Westchnął
ciężko, akurat w momencie, gdy zza rogu wyszedł ON. Jak zwykle
lekko przygarbiony, z rękami wciśniętymi do kieszeni kurtki.
Stawiał długie, zdecydowane kroki, jakby zupełnie nie przejmując
się lodem, który pokrył chodniki.
Kagami uśmiechną się pod nosem i
poprawił podwinięte rękawy koszuli. Nareszcie! Spóźniał się
już zdecydowanie zbyt długo. Zajrzał do piekarnika, żeby
zobaczyć, czy cała góra mięsa, którą przygotował na dzisiejszą
kolację jest nadal ciepła i zaczął podawać do stołu.
-Zimno, jak skurwysyn. - Oznajmił
Aomine, wpadając do mieszkania i zatrzaskując za sobą drzwi, jakby
w obawie, że dogoni go jakiś śnieżny bałwan.
-Spóźniłeś się.- Westchnął
Kagami – Znowu.
-Tak, tak. - Odburknął Daiki,
ściągając przemoczone buty, po czym pokonał odległość dzielącą
go od stołu w trzech długich susach i opadł ciężko na krzesło.
No cóż, Aomine nie był specjalnie
wylewnym typem.
-Jak w pracy? - Zagadnął Taiga,
siadając naprzeciwko swojego chłopaka i nieświadomie zgniatając
róg koszuli.
-Normalnie.
-Jesteś głodny, zrobiłem nam....
-Nie, jadłem na mieście. - Przerwał
mu zniecierpliwiony. Podrapał się po dwudniowym zaroście i
spojrzał na Kagamiego. - Pisałeś, że musimy pogadać. O co
chodzi?
Taiga poczuł, jak jego ciało tężeje,
nie miał pojęcia, jak to ująć. Na dobrą sprawę Daiki może go
zupełnie olać, nigdy o tym nie rozmawiali, a ostatnie miesiące nie
specjalnie udane. Ich związek nigdy nie należał do tych idealnych,
wesołych, nadających się na okładki magazynów, jednak kiedyś
mieli czas dla siebie i może to....
-Więc...- zaczął, widząc rosnącą
zmarszczkę między brwiami mężczyzny – pomyślałem, że może
byś się do mnie wprowadził. Moglibyśmy spędzać ze sobą więcej
czasu... Nie musiałbyś się martwić o jedzenie do pracy i...
-Rozstańmy się.
Zamilkł, patrząc w osłupieniu na
Aomine, wyczekując najmniejszego znaku, że to po prostu głupi
żart, albo jeden z jego kaprysów, który zniknie za kilka godzin,
jak już Daiki się uspokoi i obejrzy jedno z tych swoich głupich
pisemek. W ostateczności oczekiwał chociaż wyjaśnienia. Jednakże
mężczyzna po prostu wstał od stołu i odwrócił się na pięcie.
Kagami patrzył, jak zostawia klucze na
haczyku przy drzwiach, jak zakłada buty i wychodzi.
Nie zareagował.
Gdy jego kroki ucichły, a w mieszkaniu
słychać było tylko cieknący kran, który obiecał sobie naprawić,
wstał i chwiejnym kokiem podszedł do lodówki. Wyciągnął
zmrożoną whisky, której żaden z nich nie lubił, ale którą
kupił, by nadać nieco świątecznego nastroju dzisiejszej kolacji.
Przytknął butelkę do ust i pociągnął dwa duże łyki nie bacząc
na to, że kilka kropel upadło na jego białą koszulę, a sam
alkohol drapał w gardło. Dobrze. Miał poczucie, że w jakimś
sensie wypala z niego gorycz, która została po Aomine.
Pociągnął nosem i uświadomił
sobie, że płacze. Nie miał pojęcia kiedy zaczął, ale mógł
mieć nadzieję, że dopiero po wyjściu tego pieprzonego dupka.
Kolejny łyk alkoholu.
Kurwa. Kochał go. Nawet powiedział mu
to prosto w tę zarozumiałą gębę.
Następna porcja whisky.
Spędzili razem pięć lat, tylko po
to, żeby mógł go zostawić bez żadnych wyjaśnień.
Alkohol palił go w gardle.
Westchnął, stwierdzając, że wolałby
nigdy nie próbować tej trudnej sztuki, jaką było życie z Aomine.
-Pierdolone święta, moc spełniania
marzeń kurwa.- Wychrypiał, czując, że whisky zaczyna działać.
Dawno nie pił, chociaż może to kwestia żalu, a nie ilości
alkoholu.
Opadł ciężko na kanapę i zakręcił
butelkę. Następnego dnia miał zmianę, nie mógł przyjść do
pracy w takim wstanie.
Wyszukał na niebie najjaśniejszą
gwiazdę, zupełnie ignorując te pomniejsze.
-Chciałbym, żeby to wszystko się nie
wydarzyło – wyrzucił z siebie, czując się jak kompletny debil.
Kompletny debil, gadający do gwiazdy. Kompletny debil, który
wierzy, że mógłby nie czuć tego bólu, który teraz rozsadza mu
klatkę piersiową. Ale przede wszystkim, jak kompletny debil, który
miał nadzieję, że jego związek nie zakończy się w tak żałosny
sposób.
Ułożył się wygodniej i patrzył na
zaśnieżone miasto ze świadomością, że już nigdy nie dotknie
jego granatowych włosów... Dlaczego wszystko się tak popieprzyło?
Cholera ! Pisz szybko Kochaniutka ;*;* Twój blog jest rewelacyjny ;) Ohh Aomine to Aomine zawsze pozostanie taki sam ;) Co mu odwaliło do cholerki :\ Czekam na ciąg dalszy ;* Błagam napisz dluzszy rozdzial ;* Sciskam cieplutko ;* Twoja nowa czytelniczka 💋
OdpowiedzUsuń